sobota, 14 lipca 2012

Rozdział I

     Dzisiaj, wraz z rodzicami, wybieram się na Ulicę Pokątną, po książki do szkoły. Dziadek powiedział żebym sonie też kupiła miotłę bo będę mogła trenować Quidditch'a nawet jak nie będę w drużynie. O! I różdżkę. Najważniejsze. No i oczywiście sowę, kociołek, składniki eliksirów, szaty... Dużo tego. Zwłaszcza iż mam tylko jedenaście lat. Mój brat bliźniak ma już pełno kolegów tam, w Szkole Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie. Wszystko sobie też zakupił na początku wakacji. Ja natomiast wtedy byłam na koloniach z mugolami. Mogłam to załatwić po powrocie, nieprawdaż? Ale ja, jak to ja, muszę wszystko zostawiać na ostatnią chwilę.
No więc jestem razem z tatą na tej Pokątnej. Najpierw chciałam kupić sobie różdżkę, bo wiecie, jest najważniejsza.
-Tato. Gdzie mam niby kupić tą różdżkę?
-No więc musimy iść do Ollivandera. Wtedy Ollivander będzie ci podawał różdżki tak długo, aż któraś będzie ci pasowała.
-Czyli?
-Widzisz Dem, różdżki tak jakby mają swój rozum. One wybierają sobie właściciela. Dlatego, gdy ktoś weźmie twoją różdżkę ona nie będzie działała dobrze. Wyczuje, że nie ty chcesz rzucić zaklęcie.
-Czyli ja nie mogę brać twojej różdżki, ty Scorpius'a i tak dalej?
-Dokładnie. O! już. Sklep Ollivandera.
No to wchodzimy do tego sklepu. Ale tu cicho i chłodno. Tata gada z jakimś facetem a ja sobie chodzę dookoła wielkiej sterty kartonów z różdżkami jak mniemam. Poznałam po napisach. Na jednych pisze "Ostrokrzew i pióro z ogona feniksa. Jedenaście cali. Giętka. Wyprodukowana przez Ollivandera.". A inna "Wierzba i włókno smoczego serca. Dwanaście cali. Twarda. Wyprodukowana przez Ollivandera.".
-Dobrze. Więc chodź wybierzemy ci różdżkę.- z przemyśleń wyrwał mnie głos tego pana.
-Ty wybieraj różdżkę a ja idę po kociołek i składniki eliksirów. Spotkajmy się przy księgarni Esy i Floresy.
-Dobrze.- tata wyszedł a ja się pytam pana Ollivandera, bo tak miał napisane na plakietce.- Jakie są rodzaje różdżek?
-Otóż różdżki tworzy się z drewna i magicznej substancji stanowiącej rdzeń. Używa się między innymi włosów jednorożców, piór z ogonów feniksów, oraz włókien z serc smoków. Mogą mieć nawet do 20 cali długości! Ale takie różdżki rzadko kogoś wybierają. A jak już wybiorą to kogoś wpływowego, jak twój dziadek. Tak. Pamiętam jak kupił niedawno różdżkę. Czarny bez i ogon feniksa. 20 cali. To jest jedna z najpotężniejszych różdżek z całego mojego sklepu.Oczywiście jest jeszcze najpotężniejsza z całego świata wykonana przez Śmierć.
-Ale jak?- zapytałam.
-Nie znasz "Opowieści o trzech braciach"?- pokręciłam przecząco głową. On natomiast wyciągnął jakąś małą książkę i zaczął czytać.- Było raz trzech braci, którzy wędrowali opustoszałą drogą, o zmierzchu. W końcu doszli do rzeki zbyt głębokiej żeby przez nią przejść. Bracia znali się jednak na czarach więc machnęli różdżkami i wyczarowali most. Zanim zdołali przejść, drogę zagrodziła im zakapturzona postać. Była to Śmierć. Czuła się oszukana ponieważ wędrowcy zwykle tonęli w rzece. Nie dała jednak za wygraną. Udawała, że podziwia braci za magiczne zdolności i oznajmiła, że każdemu z nich należy się nagroda za przechytrzenie Śmierci. Najstarszy brat poprosił o różdżkę, której moc przewyższałaby wszystkie inne. Śmierć wycięła mu różdżkę z czarnego bzu i nazwała czarną różdżką. Drugi brat postanowił jeszcze bardziej upokorzyć Śmierć i poprosił o moc wzywania ukochanych zmarłych z po za grobu. Więc Śmierć wzięła gładki kamień z rzeki i podała mu go. W końcu śmierć zwróciła się do trzeciego brata. To był skromny człowiek. Poprosiło coś, coby pozwoliło mu odejść z tego miejsca nie będąc ściganym przez Śmierć. Wtedy Śmierć niechętnie oddała mu swoją pelerynę niewidkę. Pierwszy brat dotarł do odległej wioski gdzie z Czarną Różdżką w ręce zabił czarodzieja, z którym się niegdyś spierał. Upojony mocą jaką dawała mu czarna różdżka poszedł do gospody chwalić się, że stał się niezwyciężony. Tej samej nocy śpiącemu bratu inny czarodziej ukradł różdżkę i na wszelki wypadek poderżnął gardło. Tak Śmierć zabrała pierwszego brata. Drugi brat powędrował drogą do własnego domu, w którym wziął kamień i obrócił go trzykrotnie w dłoni. Ku jego radości pojawiła się przed nim dziewczyna, którą pragnął poślubić zanim przedwcześnie zmarła. Okazała się jednak smutna i zimna bo nie należała do świata żywych. Drugi brat doprowadzony do szaleństwa beznadziejną tęsknotą zabił się by połączyć się z ukochaną. I tak Śmierć zabrała drugiego brata. Trzeciego brata Śmierć szukała przez wiele lat, ale nie mogła go znaleźć. Dopiero gdy dożył podeszłego wieku najmłodszy brat zdjął z siebie pelerynę niewidkę i oddał ją synowi. Wtedy pozdrowił Śmierć jak starego przyjaciela i odszedł z nią z tego świata, jak równy z równym.
-Ale historia. Ciekawe gdzie jest teraz czarna różdżka.
-Nikt tego nie wie. Może poszukamy różdżki dla Ciebie? - zapytał odkładając książkę na biurko.
-Dobrze.- no i podaje mi te różdżki. No to próbowałam 5 i 6 to byłą ta.
-Dąb i ogon feniksa. 12 cali. Tylko jej nie zginaj bo się złamie.
-Dobrze.- zapłaciłam i wyszłam. Z tatą miałam się spotkać Esach i Floresach. No to tam poszłam. Trafiłam tam sama?! Wow. Tata przyszedł krótko po mnie z kociołkiem i czymś jeszcze. Chyba tymi składnikami co o nich mówił.
-I co! Jak tam różdżka?
-Dobrze. Dąb i ogon feniksa. 12 cali. i mam jej nie zginać.
-Ok. To teraz podręczniki a potem sowa, miotła i szaty.
Tata kupuje te książki dostał jeszcze coś. Chyba papier, pióro i atrament. Miotłę zostawiam na koniec czyli teraz szaty. No to stoję na jakimś stołku u tej krawcowej. Mam na sobie jakiś materiał, ona coś mierzy, pisze. O! Coś się dzieje! Bierze różdżkę, macha nią, gada coś pod nosem i bum! Mam na sobie szaty.
-Wow.- szepnęłam pod nosem. Tatulek zapłacił i w końcu idziemy po miotłę. Wzięłam stary model Nimbus 2001. Wiem, że jest teraz pełno nowych a te modele psują się po kilku latach, ale wtedy da się kupić nową, co nie?
Wracamy do domu. Ja idę przodem z różdżką w jednej ręce, miotłą w drugiej i dumną miną. Tatuś wlecze się za mną cały obładowany. nie chciał żebym mu pomogła. Troszczy się o mnie,i to bardzo.
Jestem córeczką tatusia, woli mnie trochę bardziej niż Scorpius'a. Mama zaś na odwrót. To o n jest jej syneczkiem. Mi to nie przeszkadza. Żyjemy ze sobą w zgodzie. Kocham to. Scorpius i ja też mamy dobry kontakt. Mamy wspólnych znajomych, razem gramy na mugolskich wynalazkach. Na nim mi naprawdę zależy. 
Dobra to teraz powrót do teraźniejszości. Jedziemy z tatą do domu. Muszę iść wcześnie wstać bo pociąg z peronu 9 3/4 odjeżdża o 10. Na pewno będziemy minutę przed odjazdem. Przeze mnie. Pewne jest to, że rano będę latała po domu i szukała rzeczy, które zapomniałam. Tak jest zawsze.
W domu byliśmy ok. 20 bo jeszcze wyskoczyliśmy do mugolskich sklepów i fast-foodów.
Mama oglądała TV a mój brat grał na laptopie.
-Dłużej się nie dało? - zapytała mama z sarkazmem w głosie.
-Nie.- powiedział tatuś. Uwielbiam ich rozmowy po prostu! Mama zadaje sarkastyczne pytania a tatuś mówi tak albo nie.
No więc kolacja przecież była za mną to poszłam wziąć prysznic i pograć na laptopie.
-Dobra 22 jest czas spać.- pomyślałam. Wyłączyłam laptopa i próbowałam zasnąć, ale coś mi to nie wychodziło. Patrze na zegarek. 23. Tsa jak ten czas leci.  Przypomniało mi się jak rodzice mi mówili, że kiedyś zasypiałam tylko przy radiu i wgl. muzyce. No więc włączyłam moją playlistę z iPhone i powoli oddalałam się do krainy Morfeusza. Ale dziwny sen. Jednorożce goniące latające, zielone króliki po łące słodyczy. A cały ten krajobraz, jeśli można to tak nazwać, otaczała rzeka czekolady. Tak mam dziwną wyobraźnię. Ale to cała ja. Ja jestem dziwna.
*Ranek*
-DEMETRIO VERO MALFOY CHCESZ IŚĆ DO HOGWARTU CZY  NIE?- moja mama mi zrobiła zacną pobudkę.
-Czekaj tylko pokonam wściekłe koty zombie.- ten sen jeszcze dziwniejszy od tego wieczornego.
-Co? Dem wstawaj bo zaraz musimy jechać.
-JAK TO?! KTÓRA GODZINA?- wstałam jak oparzona i zaczęłam latać po pokoju.
-8.- powiedziała z cwanym uśmiechem moja mama.
-Mogłam się tego spodziewać.- wtedy do pokoju wszedł Scorpius.
-Serio? Wściekłe koty zombie?
-Ej nie śmiej się! Nie moja wina, że Pluszoland przeżywa złe czasy.- tutaj oboje zaczęliśmy się śmiać.
Szybko wzięłam poranny prysznic, poczesałam się i ubrałam. całość zajęła mi 55 minut. No to jeszcze 30 minut szukanie czy czegoś nie zapomniałam. No i tak o to idę 5 minut przed wyjazdem na śniadanie. Zrobiłam sobie 4 kanapki z nutellą i wzięłam sok pomarańczowy w butelce. Poszłam ubrać buty i wyszłam z domu. Wszystkie walizki były w bagażniku od wczoraj.
-Czekajcie!- szybko pobiegłam do mojego pokoju. Wróciłam z miotłą i różdżką w ręce.
-A nie mówiłem, że czegoś zapomni?- Scorpius.
-Oh zamknij się wreszcie.- wpakowałam się do auta.
Tak oto jechaliśmy 15 minut w ciszy. Tak jakby. Radio grało. Zajadałam się tymi kanapkami i popijałam sokiem. Uwielbiam tak jeść, że nutella i sok pomarańczowy.
Tak oto o 9:50 byliśmy na parkingu. Gdy szliśmy na peron cali obładowani walizkami była 9:55.
-Szybko dzieci na ten mur wbiegamy.- tatuś był bardzo przejęty.
-Ale to filar z cegieł.- zauważyłam.
-Nie pyskuj tylko biegnij.- tatuś coś cięty na mnie dzisiaj jest.
To wbiegłam na tą "ścianę" i bum! Jestem na jakimś peronie.
Tata poszedł zanieść walizki do luku bagażowego a ja i Scorpius żegnaliśmy się z mamą. Po chwili wrócił tata. Ja i mój braciszek z różdżkami poszliśmy do przedziału z naszymi znajomymi. Weszliśmy do tego przedziału i pociąg ruszył. Szybko rzuciliśmy się do okna i machaliśmy rodzicom. Potem wycofaliśmy się i przywitali ze znajomymi. Zostało jedno miejsce.
-Siadasz?- Scorpius.
-Nie. Pójdę gdzie indziej.
-Ale nie musisz.- nasz przyjaciel Mark.
-Nie, pójdę.- uśmiechnęłam się i poszłam. Lecz po chwili wróciłam.-  Scorpius daj mi moje szaty bo potem nie będzie mi się chciało tu przyjść.
-Proszę.- dał mi moją torebkę.
-Dzięki.
I poszłam. Przemierzałam "korytarz" w poszukiwaniu chociaż jednego wolnego miejsca. Bingo! Weszłam i wszystkie oczy powędrowały na mnie.
-Cześć. Mogę się dosiąść? Wszystkie przedziały pełne.
-Ta..Tak jasne! Jestem James, to mój brat Albus, siostra Agatha i kuzyni Hugo i Rose.
-Miło mi. Ja jestem Demetria, ale mówią na mnie Demi albo Dem.- uśmiechnęłam się i usiadłam obok Jamesa. Całą podróż rozmawiałam z nim. W między czasie mieliśmy się przebrać w szaty i po jakichś 30 minutach byliśmy na peronie przed Hogwartem.

1 komentarz: